Nie daj się nabrać! Dlaczego najlepszy przewodnik to ten bez fotografii?
W zalewie internetowych zdjęć, znajdujesz jedno, które przykuwa Twój wzrok. Obojętne, czy to plaża, góry, czy może niesamowita architektura – jest idealne. Szukasz miejsca, gdzie zostało zrobione – o kurka, blisko! Albo: o kurka, tanio! Czas do wylotu mija Ci na marzeniach i fantazjach, a kiedy wreszcie trafiacie tam, gdzie zamarzyłeś/aś, przychodzi czas na bolesne rozczarowanie: TAM WCALE NIE JEST TAK PIĘKNIE! Co poszło nie tak? Dziś wyjaśniamy.
Wiadomo, że nikt nie jest święty, nikt się mądrym nie rodzi, a pewne błędy trzeba kilka razy popełnić, zanim się człowiek czegoś nauczy. Tak też i my w pierwsze podróże zapuszczaliśmy się, bo TAKI WIDOK, O JAAA. A na miejscu okazywało się, że świat bez Photoshopa nie wygląda jednak tak dobrze, drugą magią zaraz po Photoshopie jest kwestia dobrego ujęcia, a ponadto – poza nami w takim miejscu najczęściej była już cała rzesza ludzi, która, tak jak my, przyjechała tutaj w poszukiwaniu TEGO WŁAŚNIE widoku. I tak jak my, właśnie zaliczała pewnego rodzaju rozczarowanie.
To były nasze początki – bardzo szybko jednak oduczyliśmy się popatrywania na zdjęcia i budowania podróżniczych fantazji w oparciu o piękne fotki z Internetu. W pewnym momencie dotarło do nas, jak bardzo stoi to w poprzek z poznawaniem świata w podróży. Dlaczego?
We wszystkim w życiu liczy się umiar. Nie ma nic złego w oglądaniu cudownych fotografii, ale gdy myślisz o danym miejscu, zadaj sobie pytanie, dlaczego planujesz tam się udać. I czy przypadkiem nie dlatego właśnie, żeby zobaczyć to, co wcześniej udało Ci się znaleźć w Internecie. Może z tego wyjść całkiem ciekawy mechanizm – podróż, która ma nie odkryć nowe, tylko potwierdzić to, co zostało zobaczone wcześniej. Świat, który ma nie zaskoczyć, ale pokazać dokładnie to, co mieści się w oczekiwaniach. A co, jeśli Wenecja wcale nie jest romantyczna, a pod wieżą Eiffla zamiast płatków róż po wieczornych zaręczynach walają się opakowania po hamburgerach?
Tutaj generalnie wchodzimy w temat pułapek internetowego przekazu. Popatrzcie, poznajecie most Rialto?
Dlaczego na większości zdjęć widać go znad wody? Powodów jest pewnie wiele – ale jednym z nich może być fakt, że od środka wygląda on tak:
Wystarczy tak niewiele – odpowiednie ustawienie, a miejsce może drastycznie zmienić swój charakter. Takie ryzyko zresztą czai się wszędzie – nie tylko przy zdjęciach. Równie dobrze możemy powiedzieć, że podróżując po Irlandii śladami manuskryptu z Kells, szukaliśmy potwierdzenia świata, który gdzieś się nam urodził w głowie między jedną książką a drugą. W tym wszystkim jednak dawna historia posłużyła nam za punkt wyjścia – i tak mijając kolejne punkty, byliśmy gotowi na polski sklep w Kells, tłumy na Ionie czy wycieczki, masowo oglądające księgę z Kells. Owszem, sama historia zajarała nas niesamowicie, ale nie zapomnieliśmy, że od tego czasu minęło kilka setek lat, a kilka rzeczy miało prawo się pozmieniać – i to właśnie jest ciekawe. Tego zresztą wymaga elementarny szacunek do świata – jakby nie patrzeć, turysta nie jest centrum wszystkiego i dopasowywanie rzeczywistości do swoich wyobrażeń nie jest najlepszym pomysłem. Rzeczywistość biegnie swoją drogą, a Ty możesz ją po prostu obserwować, a nie upychać w ramy swoich wyobrażeń.
Dlatego właśnie warto czasem zostawić te wyobrażenia w ciepłym, domowym fotelu, a w drogę ruszyć z pustą głową, gotową na wszystko, co można zobaczyć. Nawet na to, czego Internet nie przewidział bądź złośliwie przemilczał. Ten tytułowy przewodnik bez zdjęć nie jest ani trochę metaforą, tylko naszą rzeczywistością – odkąd pamiętamy, wozimy ze sobą tylko takie, które nie zawierają setek kolorowych fotek, a sam tekst. A biorąc pod uwagę nasze zamiłowanie do konkretów i historii, zamiast kieszonkowych, barwnych przewodników, mamy pod ręką 300-stronicowe książki, wydrukowane czcionką 10 w podwójnych kolumnach. Same konkrety, fakty, ŻADNYCH ZDJĘĆ. I wiesz co? Jest nieźle!
Masz frajdę jak dziecko, kiedy na przykład ruszasz ulicami Orvieto, szukając słynnej katedry ze zdobioną fasadą. Trochę nie wiesz, jak ona wygląda, ale przez masz oczy szeroko otwarte na wszystko – nigdy nie wiesz, w jakim zakamarku błyśnie Ci ta słynna fasada, zza jakiego zakrętu zobaczysz ją po raz pierwszy. Szukając katedry, poznajesz też miasto – zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy taksowałbyś wszystko naokoło wzrokiem szukając tego, co wcześniej już widziałeś. A kiedy wreszcie na nią trafiasz, gwarantujemy – będzie zaskoczenie, „efekt wow” i estetyczne szaleństwo. Polecamy, sprawdzone.
Dlatego przed nadchodzącym sezonem podpowiadamy: nie szukaj ładnych obrazków z Internetu w rzeczywistości. Szukaj konkretnych miejsc, konkretnych historii, a przede wszystkim – daj się zaskoczyć światu. To działa!
Pozostaje mi tylko się zgodzić. Choć najchętniej zwiedzał bym bez przewodnika. Całkowity spontan. Ewentualnie znajduję miasto w encyklopedii, czytam co tam mają i szukam tych miejsc.
Dlatego znacznie bardziej cenię sobie wycieczki samochodem zamiast tych organizowanych przez biuro, bo tylko ode mnie zależy, w którą uliczkę skręcę i co dzięki temu zobaczę. Planując wyjazd oczywiście zaznaczam na mapie punkty „must see”, ale uwielbiam zwiedzanie na zasadzie zabłądzenia w mieście i bycia tu i teraz.
Uwielbiam oglądać zdjęcia w Internecie przed podróżą – i to nie jest tak że coś nie wygląda tak jak w rzeczywistości. Oczywiście że wygląda jak na zdjęciach, tylko czy będzie pusto zalezy od nas – od naszych preferencji – np. kiedy jedziemy? o której lubimy wstawać żeby udać się na zwiedzanie? Czy planujemy takie zwiedzanie z głową – czyli np wcześnie rano słynne zabytki a później te mniej popularne. Czytając przewodniki są owszem zdjęcia zabytków – jednak mnie wogóle nie pociągają zdjęcia z przewodników, ponieważ często nie oddają prawdziwego uroku miejsca. Po za tym zdjęcie drukowane pomniejszone wcale tak piękne nie jest – więc wszytsko mi jedno jakie zdjęcia są w przewodniku. Wolę oglądać zdjęcia z Internetu/blogów – odrobine podejrzeć ujęcia, zobaczyć gdzie będzie najpiękniejszy wschód słońca itp… Co do mostu Rialto, jak w przewodniku – jak już pisałam chyba musi być ukazany zabytek a nie tłum z drugiego zdjęcia? Zresztą dokłądnie te tłumy widać na pierwszym zdjęciu jak wychylają się by zobaczyć co w wodzie się kryje 😉 Zdjęcie fajniejsze według mnie to, to z przewodnika bo ukazuje piękno mostu, a jeśli jedziesz w sezonie to niestety każdy chyba wie że tłum go spotka? Słuchajcie więcej luzu co do takich zdjęć – ja osobiście preferuję te które ukazują piękno miejsca, czy architektury niż takie w które wpycha się ktoś w kadr 😉 Pozdrawiam cieplutko 😀
dec&dec
mi się wydaje, że to jest kwestia dystansu. Ja też uwielbiam dobre fotografie, podróżne i nie tylko i sama często z nich korzystam – natomiast czasem obserwuję, że te ładne kadry wypierają rzeczywistość. I jadąc gdzieś nie jesteśmy gotowi na to miejsce w danym kształcie, tylko szukamy trochę potwierdzenia pięknych obrazów z internetu. Mam wrażenie, że jak zwykle cały sukces tkwi w wypośrodkowaniu i rozsądku
swoją drogą, przed przewodnikami u mnie też wygrywa internet ostatnimi czasy. Mam swoją upatrzoną serię przewodników, która jest idealna dla mnie, ale nie zmienia to faktu, że aktualności i ekstrawagancji szukam w internecie. Pozdrawiam najcieplej <3