Przejdź do treści
Miasteczko Kells było drugim punktem na mapie naszej trasy śladami najsłynniejszego irlandzkiego manuskryptu. Jechaliśmy do niego bez większych oczekiwań i wyobrażeń. Liczyliśmy na mieścinę z gatunku tych, jakie znamy z Polski – małą, zaspaną, gdzie czas płynie wolniej, z jedynym diamentem w postaci tysiącletniego opactwa. Co zastaliśmy na miejscu?