Turystyczna Mekka też potrafi zaskoczyć, czyli wyprawa do krainy elfów
Kiedy wybierałyśmy z siostrą miejsce na Siostrzański Survival, zależało nam na miejscu dostępnym i znanym, w którym ona nie była. Łatwo więc zgadnąć, że w tę podróż ruszałam z nastawieniem „spędzimy razem czas, ale nic mnie nie zaskoczy”. Wystarczył jednak jeden czynnik, aby turystyczna Mekka stała się krainą elfów i zjaw. Jaki to czynnik?
Na Siostrzański Survival zdecydowałyśmy się wyruszyć z okazji 18-stych urodzin mojej Młodszej. Plany miałyśmy nieskomplikowane – spędzić razem czas z dala od domu, przypomnieć sobie czasy, w których robiłyśmy coś razem (z uwagi na różnicę wieku między nami, były to czasy zabaw w Gwiezdne Wojny w ogrodzie). Generalnie był dla mnie ważny sam wyjazd, a miejsce w zasadzie było rzeczą drugorzędną. Kiedy zatem wybór mojej siostry padł na Zakopane i Tatry, w których jej jeszcze nie było, ja nie protestowałam nijak.
Nie przypominając sobie zatem historii sztuki na nowo, nie szukając żadnych ekstrawagancji, nie grzebiąc w przewodnikach (jak nie ja!), ułożyłam sobie w głowie prościutki plan: połazimy sobie po mieście, wejdziemy sobie na Gubałówkę, na Morskie Oko, a jak nam zostanie czas, to wymyślimy coś jeszcze. Sztampa, must-see, program obowiązkowy. Ja w każdym z tych miejsc byłam, więc większych atrakcji nie spodziewałam się zupełnie.
A potem zadziało się coś, co wybiło mnie z mojej wszechwiedzącej postawy i sprawiło, że po miejscach sztampowych łaziłam zachwycona jak dzieciak z garścią lizaków.
Otóż, moi drodzy, spadł deszcz.
Tego dnia, kiedy zaplanowałyśmy wycieczkę nad Morskie Oko – które mi z uwagi na zainteresowanie turystów kojarzyło się z procesją na Boże Ciało – spadł deszcz. Taki wkurzający, co to wiadomo, że będzie kropił cały dzień.
I wystarczyło tylko tyle, żeby z turystycznej Mekki zrobiła się kraina elfów i innych dziwnych istot. Już po przekroczeniu granicy parku narodowego miałam ochotę zapytać: „Peter Jackson, czy to to widzisz?”, a z każdym kolejnym krokiem już coraz mniej chciałam mówić, tylko patrzeć i patrzeć.
Nie planowałam zupełnie żadnego wpisu o tej naszej wyprawie – tymi zdjęciami jednak muszę się podzielić. Bierzcie herbatę do ręki i ruszajcie z nami w te mgły.
Znaleźliście kiedyś miejsce powszechnie znane, które pokazało Wam się z zupełnie innej strony?